Święty Mikołaj, ten prawdziwy, czyli biskup, siedział wygodnie na fotelu, a anioły odczytywały mu listy, które dzieci napisały do niego z prośbą o prezenty.
Anioły czytały – że dzieci proszą o misie, o puchatki, o muminki, o lalki, o dinozaury, o komputery, o rowery, o narty. Święty Mikołaj słuchał tego z uśmiechem na ustach, z przymrużonymi oczami, kiwał głową, czasem mruczał coś do siebie. Aż naraz drgnął, podniósł rękę do góry i powiedział:
– Przeczytaj to jeszcze raz.
Anioł wziął list z powrotem do ręki i czyta:
– „Kochany Święty Mikołaju, proszę cię o Boże Narodzenie. Marek”.
– I więcej nic? – święty Mikołaj spytał anioła.
– Nic.
Wszystkie anioły zbiegły się i pochyliły się nad listem, żeby wyczytać coś więcej z tej kartki, która przyszła do świętego Mikołaja, ale nic więcej nie mogły wyczytać, co było napisane, a było napisane tylko: „Kochany Święty Mikołaju, proszę Cię o Boże Narodzenie”.
– Co to ma znaczyć? – zwrócił się święty Mikołaj z pytaniem do aniołów. – Czy on chce szopkę? Czy drzewko? Jakiś prezent pod drzewko? Co Marek chce ode mnie? Będę musiał zejść na ziemię i spytać się Marka, o co mu chodzi.
– A jak chcesz przyjść do Marka?
– We śnie.
I tak też święty Mikołaj zrobił.
Marek spał, święty Mikołaj przyszedł, usiadł obok niego na krześle i spytał go:
– Marku, poznajesz mnie?
Marek odpowiedział:
– Tak. Ty jesteś święty Mikołaj. Do ciebie napisałem list.
– Właśnie, ja w sprawie tego listu. Co to znaczy: „Daj mi Boże Narodzenie”? Co ty rozumiesz pod tym zdaniem, o co ci chodzi? O drzewko? Mam tu w worku drzewko pod sam sufit. Mogę ci zostawić. O szopkę? Mam prześliczną szopkę.
– Nie, to nie o to chodzi.
– Wiesz, u nas w domu, gdy przyjdzie Wigilia, będziemy się łamali opłatkiem, potem śpiewamy kolędy przy ubranym drzewku i czekamy na Pasterkę. Potem idziemy o dwunastej na Pasterkę. A potem wracamy do domu. Wtedy już mi się bardzo chce spać. I kładę się do łóżka. I wtedy… I wtedy śni mi się, że jestem w stajence Jezusowej. Razem z pastuszkami. Że jestem jednym z pasterzy. I patrzę się na Jezusa leżącego w żłobie. I tak chciałbym Go dotknąć. I to spostrzega Matka Najświętsza. I wyjmuje Dzieciątko z żłobu i daje mi na ręce. Ja biorę Jezusa w swoje ramiona i tulę Go do siebie. I jestem najszczęśliwszy na świecie…
– To już? A dlaczego mówisz, żebym ja ci dał Boże Narodzenie?
– Bo tak było przedtem. Przychodził do mnie ten sen – ta jawa. A przed rokiem wróciłem z kościoła, zasnąłem i spałem. I nic mi się nie działo. Nic nie widziałem, nic nie czułem. Nie byłem pastuszkiem, nie widziałem Jezusa, nie tuliłem Go do siebie – tu Marek znowu przerwał.
– A wiesz dlaczego jest raz tak, raz tak?
Marek nie odpowiadał. Ale widać było, że intensywnie myśli. Święty czekał cierpliwie. Chciał, aby chłopiec sam znalazł odpowiedź. Po dłuższej chwili Marek drgnął. Rozjaśniła mu się twarz i zaczął mówić:
– Miałem dawniej zwyczaj, że przez cały Adwent zbierałem dobre uczynki jako prezenty do żłóbka Jezusa. Np. gdy napisałem starannie zadanie domowe, gdy odwiedziłem chorego kolegę albo gdy poszedłem do babci, aby posprzątać. Czasem mama sama stwierdzała, że należy coś uznać za prezent dla Jezusa.
– I dalej tak gromadzisz dobre uczynki?
– No właśnie. W tamtym roku zbuntowałem się. Powiedziałem sobie: „Już dość tego. To dziecinada. Już jestem za duży na taką zabawę. Nie byłem ani raz na roratach. Nie uczestniczyłem w rekolekcjach, bo mi akuratnie coś wypadło. A od słodyczy i chipsów nie potrafiłem się powstrzymać. I tak upłynął cały Adwent, jakby go nie było. Nawet nie było postanowień żadnych na początku Adwentu. I co teraz. Jutro już Wigilia. I znowu będzie tak jak przed rokiem. Zjem to, co mama przygotowała. Pójdę na Pasterkę i przestoję ją, tak jak przed rokiem, a potem zasnę kamiennym snem. I będzie: święta, święta i już po świętach. Tego nie chcę.
– Ten Adwent się kończy. Uznajesz go za zmarnowany. Ale jest jeszcze jeden dzień: dzień wigilijny. On cię może uratować. Wigilia to czas oczekiwania. Czuwania. Postaraj się ten jutrzejszy dzień tak właśnie przeżyć. W skupieniu i w radości na spotkanie z Jezusem.
– Będę miał jutro dużo pracy. Tak jak wszyscy w domu.
– Nie wymawiaj się, żeby ci dali spokój, bo chcesz się skupić i czekać na Jezusa. Wykonując prace domowe, równie dobrze możesz Go oczekiwać. Zadbaj – na ile potrafisz – żeby wieczerza wigilijna była prawdziwie wieczerzą wigilijną. Zadbaj, żeby się zebrali przy stole wszyscy domownicy odświętnie ubrani. Przeczytaj na początek fragment o narodzeniu Jezusa z Ewangelii świętego Mateusza albo świętego Łukasza. Przy stole będą również i tacy, którzy zawinili względem ciebie. Podejdziesz do jednych i drugich, podasz im twój opłatek, aby ułamali z niego kawałek i spożyli go – jako symbol przeproszenia i pogodzenia się. Wypowiesz życzenia, uściśniesz im dłoń czy pocałujesz w oba policzki. To wszystko jest wyrazem, że miłość w was zagościła. Że Bóg w was zamieszkał.
– Chcesz powiedzieć, że to jest narodzenie Boga w nas?
– Tak, to jest prawdziwe Boże narodzenie.
za: ks. Mieczysław Maliński, We śnie (2004)