Z sobotniego kazania...

Wszystko zaczęło się na przełomie sierpnia i września 1919 roku, kiedy to młody Kowalewski, wówczas jeszcze porucznik, pełnił nocny dyżur w Sztabie Generalnym. „Miałem posegregować depesze radiowe z nasłuchu i powysyłać do odpowiednich komórek. Wtedy wpadła w moje ręce spora sterta zaszyfrowanych depesz bolszewickich. Nie wytrzymałem i zabrałem się do pracy. Spędziłem tak całą noc. Depesze udało mi się odszyfrować” – opowiadał we wspomnianej audycji.

Zwycięstwo w 1920 r. było możliwe także dzięki nim: zespół Jana Kowalewskiego odszyfrowywał sowieckie depesze, dając sztabowcom dane o ruchach wroga. Odczytanie jednej depeszy zelektryzowało Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego, świadome wagi sukcesu Kowalewskiego. Aby przekuć go w następne, utworzono nową komórkę: Wydział II Szyfrów Obcych, na czele której stanął on. Okazało się, że prócz wyobraźni i zdolności matematycznych jest dobrym organizatorem: stworzył sprawny zespół.

12 sierpnia 1920 r. bolszewicy podchodzili pod Warszawę. Do jej obrony szykowały się wyczerpane odwrotem pułki i ledwo co przeszkoleni ochotnicy; kopano okopy, otwierano nowy szpital polowy… Tymczasem zespół Biura Szyfrów głowił się nad nowym kodem szyfrowym o kryptonimie „Rewolucja”. Po kilku godzinach 28-letni wówczas Kowalewski i 32-letni Mazurkiewicz (już profesor) mogli ogłosić sukces: kod złamano.

Gdy następnego dnia przejęto rozkaz, opisujący plan ataku na Warszawę, polscy sztabowcy poznali słaby punkt wroga: osłonięte słabymi siłami jego południowe skrzydło. Kilka dni później w to miejsce wbiła się kontrofensywa wyprowadzona znad Wieprza, która zatrzymała bolszewików i wyszła na ich tyły. Tuchaczewski próbował jeszcze zatrzymać Polaków siłami zawróconej 4. Armii. Ta jednak pozostała głucha na rozkazy. Duży wpływ na zwycięstwo nad bolszewikami miało… Pismo Święte. 15 sierpnia 1920 roku udało się polskim oddziałom zdobyć radiostację, która służyła do komunikacji z dowództwem stacjonującym w Mińsku. Celem sparaliżowania działań 4. Armii postanowiono uruchomić w Warszawie silny nadajnik i rozpocząć nadawanie sygnału na tej samej fali, który zagłuszyłby słaby nadajnik znajdujący się w Mińsku. Plan powiódł się – siły bolszewickie zamiast nacierać, czego oczekiwał Tuchaczewski, zaczęły się wycofywać, dodatkowo w wyjątkowo niefortunny sposób, gdyż na terytorium Prus Wschodnich, gdzie zostały internowane przez Niemców. Wielogodzinne nadawanie sygnału zagłuszającego sygnał bolszewicki wymagało konkretnej treści sygnałów – uznano, że najłatwiejsze będzie przepisywanie książki, jednakże jedyną dostępną w Cytadeli Warszawskiej pozycją była Biblia. W ten sposób na bolszewickich falach godzinami nadawano Pismo Święte, paraliżując przy tym działania Armii Czerwonej.